Pewnego wrześniowego dnia 2011 roku weszłam na "jakieś nowe zajęcia" w klubie, była to zumba, pod koniec zajęć stwierdziłam, że to niemożliwe i że w końcu ktoś o mnie pomyślał, mogę ćwiczyć i tańczyć równocześnie, w dodatku pod moje ukochane latino:) Po trzech latach brania udziału w zajęciach stwierdziłam, że czas „porozdawać ” radość płynącą z zumby innym, byłam pełna obaw i stresu związanego z otworzeniem się i w myślach natarczywie wracały pytania „czy dam radę” i „po co ci to po 40stce”. Pytania czasami wracają, ale radości płynącej z prowadzenia i tańczenia nie oddam za nic. pasję/odkryjcie ją/ przypomnijcie sobie o niej i REALIZUJCIE, to tak uskrzydla!